`Miłość mnie nie zaskoczyła`
„Z niecierpliwością czekam na to, w jakim języku mój synek powie pierwsze słowo. nie spieszę się, ale jestem już gotowa do powrotu na plan” – mówi nam Alicja Bachleda-Curuś w swoim pierwszym wywiadzie prasowym po urodzeniu dziecka.
Przyleciała na kilka dni do Polski. Umówiłyśmy się na warszawskiej Ochocie. Pojawiła się punktualnie. Ubrana w ciemne dżinsy rurki, kozaki, sportową kurtkę. Szczuplutka, dziewczęca, uśmiechnięta. Podczas kilkugodzinnej sesji zdjęciowej dla PANI nikt nie usłyszał od niej słowa skargi. Profesjonalistka. Pogodna, cierpliwa, ale też wymagająca. Wobec siebie i całej ekipy. Po sesji pojechałyśmy na wywiad. W restauracji zamówiła porcję makaronu.
„
Jak dużą?”, zapytał kelner. „
Solidną, jak dla dorosłego”, odparła rozbawiona. –
Tylko nie pytaj mnie o życie prywatne – zastrzegła na początku rozmowy. Od wielu miesięcy – kiedy okazało się, że jest w ciąży ze znanym hollywoodzkim aktorem Colinem Farrellem – nie udzieliła żadnego wywiadu, poza jednym, kilkunastominutowym dla telewizji. To budzi szacunek.
Gdyby chciała, mogłaby być na okładce każdego pisma, w każdym programie. Chociaż doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że związek z Colinem wywołuje ogromne zainteresowanie mediów, jej wyraźnie nie zależy na popularności zdobytej w ten sposób.
Reklama
Z dyskrecji słynie też sam Farrell. Wiadomo, że para poznała się półtora roku temu w Irlandii na planie filmu „Ondine” w reż. Neila Jordana. W lutym w Dublinie, podczas odbierania nagrody IFTA za rolę w „Ondine”, Farrell zwrócił się do Alicji: „
Chciałbym podziękować ci za tak wiele rzeczy. Dziękuję, kochanie. Wniosłaś w moje życie tyle piękna”.
Początkowo uważano, że ich romans został wykreowany na potrzeby promocji filmu. Szybko jednak okazało się, że tych dwoje łączy prawdziwe uczucie, a fascynacja przerodziła się w trwały związek. Doczekali się syna, dziś sześciomiesięcznego Henry’ego Tadeusza.
A irlandzki gwiazdor znany nie tylko z fantastycznych ról (m.in. w „Aleksandrze” Oliviera Stone’a, a ostatnio w „Parnassusie” Terry’ego Gilliama), ale i z rozrywkowego trybu życia, u boku Alicji się ustatkował.
* To kwiaty dla ciebie, na cześć Twojego synka.- Dziękuję. Henio jest bardzo pogodnym i spokojnym chłopczykiem. Niedawno skończył pięć miesięcy, rozwija się wspaniale, już potrafi przespać całą noc. Idzie spać o dziewiątej wieczorem i budzi się dopiero rano. Słyszałam, że nie zawsze bywa tak lekko, mam więc sporo szczęścia.
* Henry przyleciał do Polski razem z tobą?
- Tak, niełatwo jest mi rozstawać się z nim. Podróż zniósł nadzwyczaj dzielnie, zresztą to już druga taka wyprawa w jego życiu. Najpierw dwanaście godzin lotu z Los Angeles do Niemiec, potem kilka godzin oczekiwania na lotnisku i jeszcze lot do Krakowa. Dorosły człowiek byłby wykończony, a on dał radę.* Jest teraz w Krakowie?- Tak, pod opieką moich rodziców, którzy chcą się nacieszyć wnukiem.
* Gdybyś mieszkała w Polsce, w wychowaniu dziecka pomagałaby ci rodzina, w Los Angeles musisz liczyć na siebie i nianię.
- Nie mam w tej chwili niani, poszukuję jej, ale to bardzo trudne zadanie znaleźć kogoś odpowiedzialnego, kto chciałby poświęcić się w całości obcemu przecież dziecku i komu, co najważniejsze, można zaufać. Oczywiście, chętnie miałabym przy sobie swoją mamę czy babcię, ale przecież dawno temu dokonałam pewnych wyborów. Poza Polską mieszkam już ponad siedem lat.
* Jaką jesteś mamą?
- Trudne pytanie. Nadgorliwą, czasem przesadnie troskliwą. Mam jednak nadzieję, że dobrą.
* A jakim tatą jest Colin Farrell?- Dobrym. To wrażliwy człowiek, a to pomaga w byciu ojcem.
* Wspiera cię w codziennej opiece nad synkiem? Wstaje do niego w nocy, przewija?
- Myślę, że jesteśmy w miarę sprawnym tandemem, uzupełniamy się.* Kto z was wymyślił imiona dla syna?- Imię Tadeusz było oczywiste od początku, bo takie noszą mój tata, brat, dwóch dziadków, więc ono istnieje w mojej rodzinie od pokoleń. Z pierwszym imieniem był pewien kłopot, pojawiały się różne pomysły, ale żaden z nich nie przekonywał nas do końca. Kiedy wróciliśmy ze szpitala, popatrzyliśmy na dziecko, na siebie i w jednej chwili wszystko stało się jasne. To będzie Henry.* I tak się do niego zwracasz?- Dla mnie to Henio, dla jego taty – Henry.
* Mówisz do synka po polsku?
- Po polsku, ale też trochę po angielsku, myślę, że mieszam te dwa języki dość zgrabnie. Z niecierpliwością czekam, w jakim języku Henio powie swoje pierwsze słowo. Postaram się, żeby mówił płynnie po polsku i żeby miał łatwość w obcowaniu z naszą kulturą.
* Ciąża cię zaskoczyła?
- Zupełnie nie. To był taki okres w moim życiu, kiedy z radością przyjmowałam wszystko, co dawał mi los. Wiadomość o ciąży była ogromnym szczęściem.
* W polskich kinach jest już na ekranach film „Ondine” Neila Jordana z Colinem Farrellem i tobą w rolach głównych. Życie dopisało do tej opowieści puentę…- „Ondine” wiele zmienił. To był piękny czas obcowania z naturą. Miałam domek na plaży, z dala od miasteczka. Zanim rozpoczęły się zdjęcia, godzinami siedziałam na werandzie, obserwowałam przypływy i odpływy, wschody i zachody słońca, niesamowite niebo. To było wręcz duchowe doświadczenie. Irlandia jest przepięknym krajem, a jej zachodnie wybrzeże jest magiczne. Namacalnie wręcz poczułam więź z naturą, wyciszyłam się. Spojrzałam na swoje dotychczasowe życie i zrozumiałam, że potrzebuję zmiany. Wcześniej nie zdawałam sobie z tego sprawy. Ale tam, ta cisza, ten spokój… Do tej pory żyłam w wirze, bo Los Angeles zmusza do nieustannej aktywności. Żeby się realizować, trzeba być maksymalnie skoncentrowanym na pracy.
* I nagle ten impuls, żeby coś zmienić, zwolnić?- Przede wszystkim zrozumiałam, że działy się wokół mnie rzeczy i byli ludzie, którzy niekoniecznie mieli na mnie dobry wpływ. Dlatego czasem czułam się osaczona. Zdecydowałam, że muszę zakończyć pewne relacje.